Macie czasami wrażenie, że wasi faceci pochodzą z zupełnie innej, odległej planety? Niby mówimy tym samym językiem, a jednak często kompletnie nie potrafimy się dogadać... A co, jeśli na dodatek tym samym językiem nie mówimy, bo miłość popchnęła nas w ramiona obcokrajowca? Wyobrażacie sobie taki związek czy od razu spisałybyście go na straty? Posłuchajcie historii Moniki, która jest w związku z Francuzem arabskiego pochodzenia...
Grafika: pixabay.com
"W każdym związku zdarzają się nieporozumienia i konflikty.
Czasem nie potrafimy się dogadać, w miej lub bardziej poważnych
sprawach. A co, jeśli do zwykłych problemów z dojściem do
porozumienia, wynikających z różnicy zdań, dołożymy
jeszcze barierę językową?
Jestem w związku z obcokrajowcem, konkretnie z Francuzem arabskiego
pochodzenia. Różni nas kultura, sposób wychowania,
wspomnienia i język. Jak widać mamy wiele różnic, a jednak
jakoś się stało, że odnaleźliśmy się w świecie i jesteśmy
razem. Taki związek wymaga, moim zdaniem, troszkę więcej “wkładu”
i pracy, aby mógł działać, ale jakże warto!
Język
Mimo trzyletniego stażu naszego związku, dopiero uczymy się swoich
języków. Na co dzień rozmawiamy po angielsku i czasem
wynikają z tego małe nieporozumienia lub zabawne sytuacje. Ponieważ
dla obojga z nas angielski jest językiem obcym, zdarzy nam się
zapomnieć słówka, albo użyć skrótu myślowego,
który w rezultacie znaczy coś innego, niz mieliśmy na myśli.
No i często przez takie pomyłki tworzymy swoje niby-słówka-żarty,
których chyba nikt oprócz nas nie zrozumie. Ale to jest
akurat coś fajnego - mamy swój tajny kod, coś wyjątkowego i
tylko naszego, nawet w prozaicznych rozmowach.
W porozumiewaniu się nie pomaga też fakt, że w języku francuskim
nie wypowiada się litery h. W związku z tym, mąż
kiedy mówi szybko, czasem o niej zapomina też w angielskich
wyrazach i przez to, np. nie wiem, czy chciał powiedzieć czy jest
głodny, czy zły (hungry-angry).
Ta bariera językowa wymaga od nas uważniejszego słuchania siebie
nawzajem i większego zwracania uwagi na potrzeby i reakcje partnera.
Uważam to akurat za plus i myślę, że byłoby to dobre dla każdego
związku.
Co jest innego niż w zwykłym związku?
Wychowywaliśmy się w innych realiach i innych kulturach, a więc
mamy zupełnie inne wspomnienia z dzieciństwa. Oglądaliśmy inne
seriale i filmy, czytaliśmy inne książki, graliśmy w inne gry,
jedliśmy inną gumę do żucia. Jeśli znajdziemy coś, co oboje
znamy z dzieciństwa to mamy wielką radochę, jakbyśmy znów
byli ośmiolatkami wpatrzonymi w Czarodziejkę z księżyca. Z
jednej strony, te różnice dają nam szansę do ciągłego
odkrywania czegoś nowego i poznawania swoich światów. Z
drugiej jednak, czasem utrudniają rozmowy, bo chcemy się odnieść
do czegoś, czego druga osoba nie zna. Wtedy wyciągamy telefon albo
tablet i przeszukujemy internet, żeby odnaleźć wspomnianą
piosenkę, serial, aktora itd. O ile jeszcze jesteśmy tylko we
dwoje, to aż tak nie przeszkadza (chociaż czasem przez to
zapominamy, o czym my właściwie rozmawialiśmy?), ale w
towarzystwie czasem stanowi to problem.
Siłą rzeczy mamy inne doświadczenia życiowe i inne wychowanie,
więc też patrzymy na pewne rzeczy z innej perspektywy.
Najważniejsze jest jednak, żeby nie upierać się jak osioł przy
swojej wersji, ale otworzyć się i spróbować zrozumieć
drugą stronę.
U nas teoretycznie różnice powinny być duże - różny
język, kultura, religia, a więc problemów powinno być dużo.
Ale mimo tego, na większość tematów mamy podobne zdanie.
Może dlatego, że oboje zawsze trochę odstawaliśmy pod tym wzgldem
w naszych środowiskach. Ja nigdy nie byłam zagorzałą katoliczką,
on nie przywiązuje aż takiej wagi do zasad islamu. Jesteśmy
otwarci i chyba to nas trzyma razem.
Myślę, że gdybyśmy oboje upierali się zbytnio przy wartościach
religijnych czy kulturowych, które wynieśliśmy z domu, nie
mielibyśmy szans przetrwać jako para.
Znam kilka par mieszanych, które rozpadły się po urodzeniu
dziecka, bo oboje mieli inne zdanie na temat wychowania, religii i
zasad panujących miedzy nimi a dzieckiem. Ja mam to szczęście, że
doszliśmy do porozumienia i ustaliliśmy wspólną drogę
wychowania naszych dzieci.
A co na to otoczenie?
O ile dla nas, nasze różnice stanowią raczej zaletę niż
wadę, otoczenie widzi to już inaczej. Nasze rodziny, jako tako
zaakceptowały nasz związek i mamy z nimi dobre stosunki, to jednak
mają pewne obiekcje. Oczywiście na pierwszym planie stoi religia -
a chrzest, a ślub kościelny/w meczecie, a czy dziecko będzie się
uczyło modlitw, czy będzie czytało Koran czy Biblię?
Poza tym istnieje tutaj wielki problem bariery językowej. Ani moja,
ani jego rodzina nie mówi po angielsku, więc porozumiewamy
się z nimi, albo na zasadzie ciągłego tłumaczenia (co może
zmęczyć i przeszkadza w płynnej rozmowie), albo na zasadzie “Kali
być głodny”, bo tylko w takim stopniu jesteśmy w stanie mówić
nawzajem w swoich językach.
Problemem dla mojej rodziny jest też dwujęzyczność naszych
dzieci. Boja się, że “namieszam im w głowach” i w rezultacie
nie będzie można się w ogóle z nimi porozumieć. Ciągle
słyszę, o ile by było lepiej pod tym względem, gdybyśmy
mieszkali w Polsce. Zwyczajnie boją się, że nie będą mogli
porozmawiać się z własnymi wnukami. Udowodnimy im, że nie mają
się o co martwić :-)
Oprócz zatroskanej rodziny, są też znajomi, którzy na
nasz związek początkowo reagują różnie. Do mnie głównie
puszczano oczka, że taka obrotna jestem i “złapałam” Francuza,
który jak wiadomo na pewno jest gorącokrwistym kochankiem i
codziennie do kolacji popija wino, a na spacery zabiera mnie pod
wieżę Eiffla.
Co do niego, to znajomi ostrzegali go, jakobym chciała go
wykorzystać, aby uciec z kraju, bo w Polsce przecież biednie i bez
perspektyw. Do tego zapomnieli, że Polska jest w UE, więc gdybym
chciała wyemigrować, to nie potrzebuję do tego wizy.
Niektórzy z kolei patrzą na mnie, jakbym była biedną małą
dziewczynką, którą ojciec sprzedał za dwie kozy jakiemuś
przyjezdnemu. Wbrew jej woli oczywiście. Serio. Wynika to chyba z
tego, że niewiele osób tutaj ma pojęcie o tym jak wygląda
życie w Polsce i że nie żyje się tam jak w średniowieczu.
Związek z obcokrajowcem jest inny. Nie mogę powiedzieć czy gorszy,
czy lepszy, bo to zależy od charakterów, a nie od miejsca
urodzenia. Ale na pewno mogę powiedzieć, że taki związek to
ciągła przygoda, odkrywanie, ale i ciągła praca."
O miłości, którą można poczuć w ... każdym języku
opowiadała Monika, autorka bloga Mama Notuje.
A wy - odważyłybyście się na taki związek? Sądzicie, że jest dużo trudniejszy niż związek z Polakiem? A może któraś z was jest żoną obcokrajowca? Zapraszam do dyskusji i do opowiadania swoich historii...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraź swoją opinię, podziel się doświadczeniem, zostaw po sobie ślad!